Antykoncepcja, gdyby się że tak powiem "czepić" szczegółów grzechem nie
jest, a raczej nie potrafię znaleźć uzasadnienia w podstawach wiary,
dlaczego miałaby być...
Grzechem wg. kościoła jest aborcja, bo zabijasz "życie" - co do momentu,
w którym życie powstaje, zasadności uznania aborcji za grzech i w ogóle
aborcji jako takiej, dyskutować nie chcę - każdy ma swoje zdanie, ja
również i nie jest ono zgodne z kościelnym, więc nie wnikajmy...
Wracając do antykoncepcji, antykoncepcja nie jest złamaniem przykazania
"nie zabijaj", ponieważ nie niszczy życia poczętego - bo przeciwdziała z
definicji poczęciu. Co prawda pani na naukach twierdziła, że zabijane
są plemniki (umierają w prezerwatywie) oraz zaburzany jest cykl
jajeczkowania (tabletki) ale pozwolę sobie zauważyć, ze i jedne i drugie
obumierają naturalnie, a jak za ostro, ale trafiając w sedno
powiedziała kiedyś moja koleżanka "prześcieradłom i podpaskom pogrzebów
się nie urządza"...
Kolejny argument, który na naukach słyszałam, to że "antykoncepcja łamie
nakaz rozmnażania się i zaludniania ziemii przez człowieka." No jako
żywo łamie, tylko nie rozumiem, dlaczego antykoncepcja jest zła (bo
łamie), a kalendarzyk jest dobry (też łamie... ale "po Bożemu). I tu mam
wrażenie rozchodzi się wyłącznie o sex i powstrzymywanie się od niego.
Bo dzięki antykoncepcji współżyć możemy w dowolnym momencie, a przy
kalendarzyku trzeba liczyć, powstrzymywać sie, etc... Rozumiem obawy
kościoła, że sex się w końcu ludziom "na głowę rzuci", jak będzie za
łatwo, ale kurcze, sex z osobą którą

jest piękny i dobry, więc
dlaczego miałabym się od niego powstrzymywać? Żeby było weselej ta sama
Pani na naukach mówiła, ze mężowi nie powinno się sexu odmawiać bo
będzie sfrustrowany :/ Czyli z jednej strony się powstrzymujemy
(kalendarzyk), a z drugiej nie odmawiamy... efekt działania u Pani 7
dzieci... no fajnie, jeśli jest z tym szczęśliwa i ma je z czego
utrzymać, to czemu nie, ale ja bym chciała trochę mniej i dopiero za
jakiś czas...
Padł też argument, że antykoncepcja jest złem bo ingeruje w naturalne
procesy zachodzące w ciele kobiety. No i znowu, owszem, ingeruje, ale
ingerują też leki, kosmetyki, etc... poza tym większości kobiet trzeba
ingerować - niestety co raz więcej kobiet ma problemy z równowagą
hormonalną i antykoncepcja "wyrównuje" i porządkuje gospodarkę
hormonalną (oczywiście obojętna nie jest, ale bardziej pomaga, niż
szkodzi, jeśli dobrze brana). Poza tym istnieją prezerwatywy, które nie
ingerują.
Suma sumarum, do dnia dzisiejszego nikt mi nie wytłumaczył, dlaczego
antykoncepcja jest zła. Jedyne co usłyszałam, to "bo tak, bo tak mówi
Kościół", a ja się zastanawiam: Kościół, kościół czy księża?
Niezapominajka napisała, że niektóre kwestie przedstawiane przez kościół
są nieżyciowe, powiedziałabym inaczej - kościół nie rozwija się, nie
chce/nie potrafi przystosować się do problemów, które pojawiają się wraz
z upływem czasu. Stad tyle wątpliwości i zniechęcenia wśród wiernych -
bo zamiast wskazywać drogę, pomagać zrozumieć siebie i Boga, księża
zajmują się polityką i tropieniem "tajemnic alkowy" (od razu zastrzegam,
że mówię mocno uogólniając - o obrazie kościoła całościowym - chociaż
znam kilku niezwykłych ludzi Kościoła, dzięki którym nie tylko moja
wiara i świadomość się umacniają, ale też wierzę, ciągle wierzę, że
kościół może się zmienić).
Zgadzam się z dziewczynami, że spowiedź jest sprawą indywidualną i
powinna być bardziej rozmową o sprawach, które nas martwią, które są
niejasne, niż szkolnym "klepaniem" grzechów (bez zastanawiania się o
czym mówią, dlaczego to jest złe i czy żałują). Uważam, że spowiedź
powinna przede wszystkim prowadzić do zrozumienia, a dopiero w następnej
kolejności do żalu i chęci poprawy oraz zadośćuczynienia.
Jeśli tak nie jest, no cóż, gdzieś był watek o hipokryzji
