A u nas było dość inaczej

Coś tam podejrzewałam, bo jakieś 2 miesiące wcześniej tak nagle zaczęły się tematy związane z zaręczynami, ślubem, weselem itp., wizyty u jubilerów połączone z

wami w zgaduj-zgadula-co ci się podoba

Wszystko tak niby pół żartem - pół serio, ale wiadomo, że nawet takie rozmowy rozbudzą w babie nadzieje...

Przyznam, że spodziewałam się, że COŚ może się zdarzyć podczas Świąt Bożego Narodzenia, bo taki czas w sam raz. Ale się nie zdarzyło, więc stwierdziłam, że pies pogrzebany i już nie ma na co liczyć w najbliższej przyszłości... Zapomniałam więc o sprawie i po świątecznym obżarstwie wyruszyliśmy całą zgraną wesołą ekipą na sześciodniowe szusowanie w Beskidy (choć ze śniegiem w tym roku dość deficytowo tam było... ale Sylwester najlepszy w moim życiu i to nie tylko wcale ze względu na to, co miało się dopiero stać :P). No i tak jakoś wyszło, że drugiego pięknego dnia, Luby mój niby to przypadkiem 'wpadł' na mnie na stoku, a dodam, że uczy się jeździć pod moim pilnym okiem dopiero drugi rok

Postępy robi w zaskakującym tempie (co skromność nakazuje mi zaprzeczyć, że jest w tym jakakolwiek moja zasługa - zdolna z niego bestia i tyle!), jednak mimo wszystko TEN upadek wydał mi się dość przekonywujący

Dlatego szybko skierowałam się w jego stronę, co by go z tego stoku zeskrobać, i jakoś tak wyszło, że oboje wylądowaliśmy na kolanach. Ja nadal niczego się niespodziewająca, a tu nagle <zonk!> pierścionek! Dokładnie taki, jaki sobie wymarzyłam! Łezka w oku się zakręciła i pewnie by i z niego wypłynęła, gdyby nie nasz kumpel wraz z dziką hordą znajomych za nim - krzyczący z góry, czy nic nam się nie stało

Trochę nas sprowadził na ziemię, ale przynajmniej znalazł się w odpowiedniej porze i cyknął nam pamiątkową fotkę. Chwilkę potem siedzieliśmy w karczmie na stoku, przysłuchując się jak cały tłum (znany i nie) śpiewa nam "100 lat" i "Niech im gwiazdka" - oczywiście TEN kolega miał w tym odpowiedni swój wkład

Pierwszy raz w życiu ręcę tak mi się trzęsły, że nie mogłam tego opanować, nie wspominając już o nogach jak z waty

Z całą pewnością, zapewne do 22.08.2009, był to najpiękniejszy dzień mojego życia!!!
Ech, mam nadzieję, że nie zanudziłam

Ale miło było tak sobie wrócić myślami do tego dnia... a dziś tak na marginesie mijają 3 miesiące od naszych zaręczyn
